Oto kilka fragmentów jednej z pozycji, która przyniosła tysiącom ludzi na całym świecie zdrowie, szczupłą sylwetkę i radość życia.
„W tej książce zamierzam dowieść, że wina leży po stronie medycznej ortodoksji – zarówno poglądu, że nadmiar tłusz czu bierze się z nadmiaru kalorii, jak i błędnych porad, które z niego wynikają. Chcę udowodnić, że paradygmat otyłości oparty na bilansie kalorycznym jest nonsensowny. Ani nie tyjemy dla tego, że jemy za dużo i ruszamy się za mało, ani nie możemy rozwiązać tego problemu, postępując na odwrót. To przekonanie to nasz swoisty grzech główny – nigdy nie uda nam się rozwiązać własnych problemów z wagą, nie mówiąc już o problemach całego społeczeństwa z otyłością, cukrzycą i innymi chorobami, jeśli tego nie zrozumiemy i nie naprawimy.
Nie jest jednak moją intencją sugerowanie, że istnieje magiczna recepta na schudnięcie, a już na pewno nie taka, która nie wymaga poświęceń. Pytanie brzmi: co trzeba poświęcić?
w sieci
William Davis
Na codzień praktykujący kardiolog i blogger obala mity i rządowe agendy dotyczące sposobów żywienia ludzkości.
W wielkim skrócie daniem Davisa zarówno praktyka lekarska, jak i współczesna wiedza naukowa dostarczają niezbitych dowodów na to, że zboża, a zwłaszcza pszenica, mogą być dla wielu osób źródłem „nieuleczalnych” schorzeń przewlekłych.
W pierwszej części książki przedstawię dowody przeciwko hipotezie bilansu kalorycznego. Omówię wiele spostrzeżeń i faktów, których owa teoria nie wyjaśnia, powiem też, dlaczego zaczęliśmy w nią wierzyć, i jakie w rezultacie popełniliśmy błędy.
W drugiej części książki opowiem, jak postrzegali otyłość europejscy naukowcy tuż przed drugą wojną światową. Twierdzili oni – a ja to powtarzam – że absurdem jest przekonanie, iż otyłość jest wywoływana przejadaniem się, ponieważ to, co sprawia, że ciało rośnie o wzrost, wagę, mięśnie czy tłuszcz – powoduje, że ludzie się czy chodzi przejadają, czyli jedzą za dużo. Dzieci, na przykład, rosną nie dlatego, że są łakome i przyjmują więcej kalorii, niż wydatkują…
Dlaczego napisałem tę książkę, czyli zamiast wstępu.
W książce tej próbowałem uzmysłowić czytelnikom, że po drugiej wojnie światowej, wraz z zagładą, która dotknęła również środowiska naukowców i lekarzy europejskich, zajmujących się związkiem między odżywianiem a otyłością, badania w tej dziedzinie obrały inny niż przed wojną kierunek i opierały się wszelkim próbom zmian. W rezultacie ludzie zaangażowani w owe badania nie tylko zmarnowali kilkadziesiąt lat, wiele wysiłku i pieniędzy, ale po drodze wyrządzili też nieoszacowane szkody. Pozostali głusi na wciąż nowe dowody, które zaprzeczały ich rozumowaniu. Tymczasem ich poglądy są akceptowane przez instytucje zdrowia publicznego i przekuwane na błędne wskazówki dotyczące tego, co należy jeść i co ważniejsze – czego nie jeść, jeśli chcemy utrzymać właściwą wagę oraz zdrowo i długo żyć.


Do napisania książki sprowokowały mnie dwie najczęstsze reakcje na moją poprzednią książkę.
Pierwsza pochodzi ze strony tych naukowców, którzy przeczytali ją, postarali się zrozumieć argumenty w niej zawarte lub wysłuchali jednego z moich wykładów, względnie — rozmawiali ze mną na ten temat. Często mówią mi, że moje poglądy na to, dlaczego tyjemy, i na związane z odżywianiem przyczyny dolegliwości kardiologicznych, cukrzycy i innych chorób przewlekłych, są bardzo sensowne. „Pan może mieć rację”, mówią — z ukrytą sugestią, że to, co nam się wmawia od pół wieku, może nie być prawdą. Wszyscy się zgadzamy, że te sprzeczne poglądy należałoby zweryfikować.
Według mnie, sprawa jest niesłychanie pilna. Jeśli tyle osób tyje i choruje na cukrzycę, głównie dlatego, że kierują się niewłaściwymi wskazówkami, nie powinniśmy marnować czasu na ustalanie faktów. Otyłość i cukrzyca to problem już nie tylko setek milionów ludzi, ale także systemu opieki zdrowotnej.
Tyle że ci naukowcy, nawet jeśli wiedzą, że rzecz jest pilna, mają swoje zobowiązania. Zależy im na innych sprawach, w tym na finansowaniu innego typu badań. Przy odrobinie szczęścia idee przedstawione w mojej poprzedniej książce mogą doczekać się wnikliwego sprawdzenia w ciągu następnych dwudziestu lat.
Jeśli badania je potwierdzą, minie jeszcze co najmniej dziesięć lat, zanim instytucje zdrowia publicznego zmienią swoje oficjalne wyjaśnienie, dlaczego tyjemy, dlaczego z tego powodu chorujemy, i co trzeba robić, by tego uniknąć. Jak powiedział mi po jednym z moich wykładów pewien profesor dietetyki z Uniwersytetu Nowojorskiego, wprowadzenie takich zmian, do jakich nawołuję, mogłoby mi zająć całe życie. A to po prostu za długo.
Napisałem tę książkę również po to, żeby przyspieszyć ten proces. Przedstawiam w niej kwintesencję swoich argumentów. Skoro nie ulega wątpliwości, że te argumenty mogą być słuszne, to sprawdźmy je jak najszybciej.
"Jednak za sprawą genetyki i biotechnologii pszenicę zmodyfikowano do tego stopnia, że ta nowa roślina tylko dla niepoznaki wciąż nosi nazwę „pszenica”."
William Davis
Inne sygnały pochodzą od zwykłych czytelników, jak również od wielu lekarzy, dietetyków, naukowców i dyrektorów placówek służby zdrowia, którzy przeczytali moją poprzednią książkę albo słuchali moich wykładów; uznali, że ich logika i dowody są nie do odparcia i zaakceptowali moje przesłanie.
Mówią mi, że ich życie i stan zdrowia zmieniły się nie do poznania. Schudli niemal bez wysiłku i nie tyją. Ryzyko chorób serca radykalnie zmalało. Niektórzy twierdzą, że już nie potrzebują leków na nadciśnienie i cukrzycę. Mają lepsze samopoczucie i więcej energii. Krótko mówiąc, czują się zdrowi po raz pierwszy od długiego zbyt długiego czasu.
Takie komentarze można znaleźć na stronie internetowej mojej poorzedniej książki w księgarni Amazon.
Tym komentarzom, emailom i listom często towarzyszy prośba. To książka obszerna (blisko pięćset stron), pełna dygresji naukowych i historycznych, gęsto opatrzona przypisami – co moim zdaniem było potrzebne, żeby zapoczątkować konstruktywny dialog ze specjalistami i mieć gwarancję, że dla nich (i dla zwykłych czytelników) moje słowa będą wiarygodne. Publikacja ta wymaga od czytelników czasu i uwagi, dlatego wielu z nich prosiło mnie, żebym napisał jeszcze jedną książkę, taką, którą mogliby przeczytać bez trudu ich mężowie, żony, starzejący się rodzice, znajomi i rodzeństwo. Wielu lekarzy prosiło mnie o napisanie tekstu, który mogliby polecić pacjentom, a nawet kolegom lekarzom, takiego, którego lektura nie wymaga tyle czasu i wysiłku.
To drugi powód, dla którego napisałem kolejną książkę. Mam nadzieję, że podczas lektury wielu czytelników zrozumie, może po raz pierwszy w życiu, dlaczego przybieramy na wadze i jak sobie z tym radzić.

Mam jednak prośbę:
czytajcie książkę krytycznie. Zadawajcie sobie pytania, czy to, co mówię, ma sens. Parafrazując Michaela Pollana* – ta książka ma być manifestem myśliciela. Ma ona na celu obalenie błędnych przekonań, na których opierają się oficjalne porady lekarskie, oraz wyposażenie czytelników w niezbędne informacje i argumenty, żeby mogli wziąć odpowiedzialność za własne zdrowie i samopoczucie.
Kilka słów przestrogi: jeśli ktoś uzna moje tezy za słuszne i zmieni sposób odżywiania, może sprzeciwić się radom swojego lekarza, a już na pewno wskazówkom placówek służby zdrowia i urzędów państwowych. Czytacie więc tę książkę i postępujecie według niej na własne ryzyko. Tę sytuację można jednak zmienić – na przykład dając książkę swojemu lekarzowi, aby sam mógł zdecydować, w co wierzyć. Można sprezentować ją też posłowi czy senatorowi ze swego okręgu; rosnąca fala otyłości i cukrzycy jest powszechnym problemem publicznej służby zdrowia, nie tylko naszym osobistym, nie zaszkodziłoby więc, gdyby przedstawiciele społeczeństwa w parlamencie zrozumieli powagę sytuacji, zaczęli wreszcie działać i rozwiązywać ten problem.

Książkę tę przygotowywałem ponad dziesięć lat. Zaczęło się od kilku artykułów do czasopisma „Science”, a później do „New York Times Magazine” na temat zdumiewająco opłakanego stanu badań z dziedziny dietetyki i chorób.
Amerykański dziennikarz, autor takich bestsellerów, jak W obronie jedzenia. Manifest wszystkożerców czy Jak jeść. Przewodnik konsumenta – przyp. red. przewlekłych. Kolejne pięć lat pracy badawczej złożyło się na moją poprzednią publikację z 2007 roku.
W niniejszej pracy przedstawiam esencję owych badań oraz ich kontynuację. Argumenty tam zamieszczone dopracowałem podczas wykładów na akademiach medycznych, uniwersytetach i w placówkach naukowych Stanów Zjednoczonych i Kanady.
G.T., wrzesień 2010
ZANIM ZACZNIEMY:
Gdzie popełniliśmy błąd?
W 1934 roku Hilde Bruch, młodą niemiecką lekarkę pediatrę, która przybyła do Ameryki i osiedliła się w Nowym Jorku, zdumiała, jak później napisała, liczba grubych dzieci, „takich naprawdę grubych, nie tylko w przychodniach, ale na ulicach, w metrze, w szkołach”. Tak bardzo rzucało się to w oczy, że inni imigranci z Europy pytali Bruch o przyczynę masowej otyłości wśród dzieci, zakładając, że jako lekarka będzie znała odpowiedź. Pytali, co się dzieje z amerykańskimi dziećmi. Mówili, że nigdy nie widzieli tylu małych grubasów.
Dziś wciąż słyszymy takie pytania albo zadajemy je sami; nieustannie przypomina się nam, że żyjemy w centrum epidemii otyłości (tak jak wszystkie kraje rozwinięte). Podobne pytania dotyczą dorosłych. Dlaczego oni są tak otyli? Czasem: dlaczego my tacy jesteśmy?
No ale był to Nowy Jork połowy lat trzydziestych XX wieku. Dwadzieścia lat przed pierwszym KFC i pierwszym McDonald’sem. Co więcej, rok 1934 pamiętamy jako kulminację Wielkiego Kryzysu, epokę garkuchni dla bezdomnych, kolejek po darmowy posiłek i bezprecedensowego bezrobocia. W Stanach Zjednoczonych jedna czwarta obywateli nie miała pracy. Sześćdziesiąt procent Amerykanów żyło w biedzie. W Nowym Jorku, gdzie doktor Bruch i innych imigrantów tak zdumiała dziecięca otyłość, niedożywione było ponoć co czwarte dziecko. Jak więc to możliwe?
W rok po przybyciu do Nowego Jorku Bruch założyła przychodnię przy Kolegium Lekarzy i Chirurgów Uniwersytetu Columbia, aby leczyć otyłe maluchy. W roku 1939 opublikowała pierwszy raport ze szczegółowych badań dzieci, które leczyła (przeważnie bez powodzenia). Z rozmów z pacjentami i ich rodzinami dowiedziała się, że dzieci jadły za dużo. Rady, by jadły mniej, były jednak bezskuteczne, nie pomagały też apele, okazywanie współczucia, różne formy terapii – tak w przypadku dzieci, jak i rodziców.
Bruch stwierdziła też, że dzieci wbrew pozorom starały się jeść z umiarem, i w ten sposób kontrolować wagę, lub przynajmniej wiedziały, że powinny jeść mniej — jednak nie udawało im się schudnąć. Pisała, że niektóre z nich „tak bardzo starały się zrzucić zbędne kilogramy, że właściwie podporządkowały temu życie”. Utrzymywanie niższej wagi wiązało się jednak z „niekończącą się dietą półgłodową, z którą dzieci po prostu sobie nie radziły, mimo że z powodu otyłości były dyskryminowane przez rówieśników.
Jedną z pacjentek Bruch była drobnokoścista nastolatka, „dosłownie ginąca pod zwałami tłuszczu”, która od zawsze zmagała się zarówno ze swoją wagą, jak i z postawą rodziców, którzy za wszelką cenę starali się pomóc jej schudnąć. Wiedziała, jak to osiągnąć (a przynajmniej tak sądziła) — czyli mniej jeść i te starania nadawały sens jej życiu. Zawsze wiedziałam, że życie zależy od tego, jaką się ma figurę – mówiła lekarce. -Zawsze czułam się nieszczęśliwa i przygnębiona, gdy przybierałam [na wadze]. Nie było po co żyć (…). Wręcz nie cierpiałam samej siebie. Nie mogłam tego znieść. Nie chciałam na siebie patrzeć. Nienawidziłam luster. Pokazywały, jaka jestem gruba (…). Nigdy nie czułam się dobrze z tym, że jem i tyję ale nie widziałam wyjścia, więc tyłam dalej”.
Podobnie jak ta dziewczyna, ci z nas, którzy mają nadwagę lub są otyli, przez całe życie starają się jeść mniej, a przynajmniej nie jeść za dużo. Czasem nam się udaje, czasem nie, ale walka trwa. W przypadku niektórych, jak na przykład pacjentów doktor Bruch, walka zaczyna się już w dzieciństwie. U innych – na studiach, kiedy to podczas pierwszego roku mieszkania poza domem pojawia się tłuszczowa opona wokół talii i bioder. Jeszcze inni zaczynają sobie uświadamiać po trzydziestce lub czterdziestce, że nie tak łatwo już jak kiedyś utrzymać wagę.
Jeśli jesteśmy grubsi, niż zalecają specjaliści, i z jakiejś przyczyny idziemy do lekarza, ten prawdopodobnie zasugeruje, żebyśmy z tym coś zrobili. Powie nam, że nadmierna waga wiąże się ze zwiększonym ryzykiem prawie wszystkich chorób przewlekłych – chorób serca, udaru, cukrzycy, raka, astmy, demencji. Pouczy nas, żeby regularnie ćwiczyć, przejść na dietę, jeść mniej, tak jakbyśmy sami nigdy o tym nie pomyśleli i tego nie pragnęli. „Bardziej niż w przypadku jakiejkolwiek innej choroby – mówiła o otyłości Bruch do lekarza zwracamy się tylko po to, żeby cudem sprawił, aby pacjent przestał jeść – mimo że wiadomo już, iż nie jest w stanie tego zrobić”.
Według lekarzy nadmierna waga wiąże się ze zwiększonym ryzykiem prawie wszystkich chorób przewlekłych.
wiąże się ze wszystkich chorób przewlekłych –
przewlekłych.
• Tylko krótkie wstawki pochodzą z książki Williama Davisa
• O chlebie i nie tylko więcej na kursach, jest to zbyt obszerny temat na jeden wpis na blogu
• Od wielu lat stosuję ten model żywienia na sobie i wielu klientach z powodzeniem
• Możesz przywrócić zdrowie i radość życia bez leków
I love reading your blogs and watching your video. I am really impressed by the way you are doing business and I am just inspired by it!
Thanks so much for the tips both in the blog and on your YouTube channel. As a new Interior Design student, I find them to be incredibly helpful, interesting, and inspirational. Keep up the great work!
Great tips! I’ve just discovered your Youtube channel, and I love it! Thanks for sharing your content and the day and life of a designer.